czwartek, 24 grudnia 2015

Tylko jedna taka noc




Jasny świt
Od czystej bieli śniegu i nadziei
Zapach snu
Zmienia się w igliwia jasną woń..
Mimo łez
Świeżym chlebem pachnie dzisiaj cały dom
Tyle trudnych dróg
Ta zasypana śniegiem wiedzie,
Gdzie złotej gwiazdy blask rozjaśnia mrok.

Tylko jedna taka noc
Tylko jeden taki dzień...
Mogą trwać w nas cały rok
Bądż po prostu blisko mnie.
Tylko jeden taki dzień
Tylko jedna taka noc..
Wszystko może zdarzyć się
Święta nadziei są o krok...

W sercu cień
Czyżby Anioł Stróż zapomniał, gdzie mój dom?
Jeszcze wczoraj był...
Patrzył jak z kawałków życia składam go.
Mimo łez
Nie gaszę światła,  żeby drogę znależć mógł
Tyle trudnych dróg
Ta zasypana śniegiem wiedzie,
Gdzie złotej gwiazdy blask rozjaśnia mrok...

"Święta nadziei" - Lidia Liszewska , pażdziernik 2007



sobota, 28 listopada 2015

Pałac pełen dziewic







                       Islam w Europie...Nie pierwszy raz ma wpływ na rytm życia naszego kontynentu...
                      Pewna legenda ze wschodu mówi o wędrowcu wrzuconym do studni solnej, który w owej studni odkrywa podziemny pałac pełen dziewic , ogrodów i drzew owocowych i żyje szczęśliwie 12 lat, aż do dnia , kiedy otwiera  małe, zapomniane drzwi, które prowadzą go do jeszcze piekniejszego pałacu..."
Taka właśnie jest Alhambra." Spacerując po niej odnajdujesz wewnętzrne dziedzińce otoczone komnatami, sprawiającymi wrażenie przypadkowych, a przechodząc krętymi korytarzami nigdy nie możesz być pewny, co kryją kolejne mury..."
"Mogą nie zostać już nawet cienie po tych murach, ale wspomnienie ich będzie trwać wiecznie , jako jedyne w swoim rodzaju schronienie piękna i sztuki.." To słowa Francisco Villaespesy , które ten pisarz doby modernizmu zadedykował Alhambrze...
                     Dwa lata temu w niezwykłej podróży na południe Europy mogłam przeczytać te słowa nad jedną z bram tego niezwykłego miejsca...Jeden dzień w pałacach Alhambry był dla mnie  niecodzienną mieszanką zachwytu, czułości, wzruszenia i czegoś na kształt wdzięczności dla jej twórców za to, że dane mi było zobaczyć to miejsce i zrobić na zawsze gdzieś w zakamarkach serca miejsce dla piękna, którego w życiu przecież nigdy dość...
                     Alhambra powstawała przez ponad osiem stuleci...Czas jej największej świetności to czasy umacniania się islamu  i panowania Nasrydów w XIII i XIV wieku. To niezwykły kompleks pałacowy , zmieniany i udoskonalany przez kolejnych władców ...I właśnie ta różnorodność , wynikająca z róznych potrzeb i wrażliwości jej kolejnych mieszkańców, czynią ją tak zjawiskową i niezwykłą...Przez kilka godzin byłam w prawdziwie zaczarowanym ogrodzie, z mnóstwem magicznych miejsc, gdzie każdy centymetr ścian, kolumn i sufitów zdobionych misternie  motywami kwiatowymi,  wywoływał raz za razem żywsze bicie serca...
                    Alhambra jest kwintesencja piękna samą w sobie.. Kiedy patrzysz na przepięknie ozdobione szeregi lekkich kolumn, kolorowe ściany misternie "utkane" z tysięcy maleńkich kawałków mozaik, na rzezbione z ogromną precyzją kwiaty "od stóp do głów" każdej z komnat, to sam pytasz siebie , czy to możliwe? Jak to możliwe, że stworzył to człowiek?..
                   Mąż musiał mnie siłą wyciągać z sal, gdzie stały rzędami ceramiczne ozdoby i naczynia codziennego użytku , wykonane całe wieki temu...Wciąż na wypalonej glinie są  ślady ich palców i rąk, a na ścianach wielu komnat i łazni można się zachwycać pieknie zachowanymi i wciąż cudnie lśniącymi  mozaikami w kolorach , które i dziś wypalamy...Kolor zielony uzyskiwano dodając do szkliwa miedzi, dodatek kobaltu pozwalał uzyskac kolor niebieski, kolor miodowy i żółty dawała  domieszka żelaza i manganu...Do dziś jednak tajemnicą jest , jak uzyskiwano kolor czerwony w mozaikach , które zdobiły komnaty królewskich żon i córek...
Obłędna lekcja historii i możliwość głębokiego oddechu pięknem w czystej postaci bez dodatków i polepszaczy...
                  Teraz , kiedy biorę glinę do ręki, kiedy nadaję jej kształt , a potem kolor , bywa ,że przenoszę się w  zupełnie inne miejsce...

niedziela, 22 listopada 2015

Zakładka

               Dlaczego ten czas teraz ma być czasem oczekiwania? Oczekiwania na co ? Na dłuższy dzień? Na cieplejsze noce? Na więcej słońca? Owszem...można patrzeć na tę porę roku właśnie w ten sposób..Zwinąć się w kulkę, omotać ciepłym kocem i przeczekać...Tylko , że ten czas nie musi być bezowocnym zimowym snem...Nie musi...
               Możesz otworzyć pudełko farb i namalować coś dla kogoś , albo dla siebie...Możesz odnowić stare krzesło, które kurzy się na strychu,  a  które być może pamięta Twoje beztroskie dzieciństwo...Możesz  poświęcić więcej czasu na mądre gotowanie...Możesz zaprosić przyjaciół na wino i nocne rozmowy przy świecach i dobrej muzyce...Możesz przeczytać książkę , którą hałaśliwe lato zepchnęło na dalszy plan.... Możesz napisać list ... do kogoś , kto jest dla Ciebie ważny i powiedzieć w tym liście ,  ile dla Ciebie znaczy i możesz dać mu go pod choinkę z jakimś małym drobiazgiem od serca... I niech będzie ten list zakładką do książki nawet. Papier nie wykasuje napisanych Twoją dłonią słów , że dziękujesz , że pamiętasz , że kochasz ...
               Więc wyjdż spod kocyka, zaparz dobrą kawę







i pomyśl, jak wiele możesz, żeby do takiej jesieni  choć raz zatęsknić...

poniedziałek, 19 października 2015

"Zanim..."

                                  "Zanim..."

Ile słów jest w piosenkach,
Ile rozstań i burz,
Ile serc co dzień pęka,
Ile więdnie co dzień róż...
Ile mostów donikąd,
Ile barw jesiennych łąk,
Ile spojrzeń przypadkowych
Zanim wrócę do twych rąk...

Ile listów przeczytanych,
Którym adres wyblakł już,
Ile w kółko szczęść łatanych,
Ile złudzeń, zdradnych mórz...
Ile kwiatów darowanych,
Ile spotkań nawet w deszcz,
Ile pól rozkołysanych
Przejdę, zanim poznasz mnie...

Możliwości nieodkrytych,
Co jak w złotej klatce drżą..
Ile jeszcze takich pytań,
Zanim wrócę do twych rąk...

I patrzysz mi w oczy
I wiesz, że gram.
I grasz, że mi wierzysz,
Sam powiedz...
Na kilka z tych pytań
Odpowiedż znam
Na resztę niech czas mi odpowie...


               Lidia Liszewska - 15 marca 2010



niedziela, 18 października 2015

Dosyp imbiru

                        Wydaje Ci się , że jeśli dziś jest pogoda, to i do jutra wytrzyma. Jeśli dziś w pracy wszystko poszło jak należy, to i jutro bez potknięć wykonasz plan. Jeśli dziś nie masz zadyszki wchodząc po schodach i nie dostałeś kataru, wychodząc na krótką chwilę do listonosza, to nie znaczy , że jutro choroba nie pokrzyżuje Ci planów. Jeśli dziś chcesz namalować coś, co ci się przyśniło, to nie znaczy, że jutro będziesz ten sen pamiętał. Jeśli dziś Twój przyjaciel dzwoni do Ciebie, a Ty odkładasz telefon, bo musisz dopić kawę, to nie oznacza, że jeśli jutro oddzwonisz - odbierze. Jeśli dziś Miłość gości w Twoim domu, jeśli jest  jej ciepło, bo podałeś jej koc i herbatę z cytryną , to nie oznacza, że kiedy w domu schłodnieje , bo przygotowanie drewna na opał zostawiłeś na póżniej, zrezygnowana i przemarznięta nie wyjdzie cicho nie trzaskając drzwiami...
Nie trzaska drzwiami , bo nigdy nie zamyka ich do końca. Ale trzeba wstać, poszukać cieplejszego koca , a do herbaty dosypać imbiru. Nie jutro. Dziś...

Piękny nieznajomy

           Pierwszy przymrozek porządził się sam w moim ogrodzie. Nie uzgodnił ze mną terminu , w którym zaplanował  się pojawić. Cóż... Muszę się z tym pogodzić, że poszarzało, przycichło, sczerniały trawy i  przydrożne zarośla. Jeszcze tylko deszcz wbije liście w trawę, wiatr  resztę zerwie z moich lip, jesionów i grabów i spokojnie można czekać na czystą biel. Najlepiej przy kominku i dobrej książce...
           Wczoraj ktoś ciekawski towarzyszył mi na spacerze. Trzymał się w bezpiecznej odległości, ale na tyle blisko, że wyrażnie mogłam przyjrzeć się puszystemu ogonowi i wydłużonemu pyszczkowi. Obserwował mnie zza wysokich traw przy drodze. Dawno już z tak bliska nie widziałam lisa. Nawet okulary mogłam sobie darować. Nie zauważyłam, że wrócił za mną do domu. Obejrzał wszystkie kąty w ogrodzie, obwąchał  hortensje, posłuchał chwilę radia pod moją pracownią, więc... przyszło mi do głowy zwabić go ciut bliżej. Podszedł na dwa kroki, ostrożnie, spokojnie, bardzo wolno i cały czas nie spuszczając ze mnie oczu. Wstrzymałam oddech na długą chwilę i zamieniłam się w słup soli na kilka minut. Patrzyliśmy sobie w oczy jakiś czas. Był jak bystry psiak, który trzyma się bezpiecznej pozycji, ale i jest ciekawy nowej sytuacji. Był na tyle ciekawski, że mogłam się do woli napatrzeć na jego piękny dwukolorowy ogon, smukłe ciemnobrązowe łapki, piękny biały pyszczek i wielkie szeroko otwarte oczka. Tak jakby mnie pytał, czy nie zrobię mu krzywdy... Byłam zachwycona. Czułam się trochę tak, jakbym dostała gwiazdkowy prezent, którego się nie spodziewałam... 
           Dziś od rana pada. Nie widziałam go cały dzień. Może lisy nie lubią deszczu, może nie spodobały mu się moje czterdziestoparoletnie zmarszczki pod oczami,  może nie preferują  Radia Zet, a może po prostu coś takiego zdarzyło mi się tylko raz... Kim jestem? Częścią jego świata, czy on -  mojego?


poniedziałek, 21 września 2015

"The only thing I want"

         I need no fire
         to feel the warmth
         I need no words to hear
         to realize what I desire.
         I need no "good" advice
         from the ones who fight with life.
The only thing I want
is you here with me
and faith in our love.

I need no looks into other eyes
to see the sense in the things I do
I need no talking
about the things they want from me.
I`m no longer scared
of the day filled with cold and rain...
          The only thing I want
           is you here with me
           and faith in our love.

One night I`ll find
my peaceful sleep
adn then I`ll find you
beside me
and faith in our love...


 Z 2008 roku z mojego "archiwum x"... mój tekst na język angielski przetłumaczył Dariusz Spaliński. Darku - dziękuję i pozdrawiam. Mam nadzieję, że masz się dobrze...

piątek, 18 września 2015

Czary mary na gorąco





                          Zdobienie ceramiki ma trochę z magii... Tak naprawdę dopiero, kiedy cierpliwie odczekasz kilkanaście godzin do otwarcia pieca, widzisz, czy twoje rączki wykonały dobrze swoją pracę. Znaczenie ma wszystko: i rodzaj pędzla, którym pracujesz, grubość nakładanego szkliwa, ilość wody dodanej do proszku, kolor gliny, którą zdobisz, miejsce w piecu, gdzie kładziesz gotową pracę,   twoja cierpliwość i precyzja i w końcu temperatura w piecu. Ponieważ każde szkliwo "lubi" troszkę inne ciepło, efekt końcowy bywa zaskakujący. Trzeba naprawdę paru lat pracy z gliną, żeby nas polubiła choć troszkę i nie robiła fochów akurat wtedy, kiedy na idealnym  kolorze najbardziej nam  zależy. Jeśli nie pomylimy pędzli podczas szkliwienia ani miseczek z rozrobionym proszkiem, uchylanie wieka pieca dostarcza bardzo miłego dreszczyka emocji. Szkliwa przed wypaleniem bardzo łatwo pomylić. Przed włożeniem do pieca prawie każde szkliwo ma taki sam kolor. Różnią się tylko nieznacznie odcieniami szarości, różu i kremu. Po "tropikach" w piecu  bledziutkie kremy i bure szarości cieszą oczy jak paczka emenemsów... Słabość mam do obydwu ... I do  ceramiki  i do czekolady...

Pietruszka w kosmosie

                         Niemodne kwiaty, nie pasują do wielkich miast, w bukietach z kwiaciarni też ich nie znajdziesz. Są bardzo delikatne a po zerwaniu nietrwałe.  Ale przy wiejskich płotkach i pod niskimi oknami małych domów za miastem pysznią się kolorami i przyciągają wzrok, jak roześmiane dziewczęta w barwnych sukienkach. Trudno znależć na półkach sklepowych taki idealny zgaszony róż, chłodny wrzos albo soczystą magentę. Gdyby tak umieć zatrzymać te kolory i "rozpalać" nimi zimowe wieczory jak drewnem w kominku...
                         Oddać kolory kosmosów to wyzwanie, ale wzmacniające wino na bazie pietruszki dasz radę zrobić sam. Jest pyszne a dodane do





rozgrzewającej herbaty naprawdę smakuje dobrze:
                        garść natki pietruszki
                        4 łyżki owoców głogu
                        2 butelki wina białego wytrawnego
                        2 łyżki soku z cytryny
                        1 pokruszona laska cynamonu
                        pół łyżeczki kardamonu
                        2 gożdziki
                        pół litra miodu

Natkę umyj, wrzuć do garnka z cynamonem , głogiem, kardamonem i gożdzikami, wlej wino. Zagotuj , a potem na małym ogniu ogrzewaj 15 minut. Zdejmij z ognia i zaparzaj godzinę. Przecedż, dodaj sok z cytryny i miód. Przecedż i na małym ogniu ogrzewaj 5 minut. Rozlej do butelek i gotowe. Pij 3 razy dziennie po dwie łyżki, a zima minie całkiem przyjemnie...

Od serca dla serca

                              Jesień kusi kolorami i dobrze, że jeszcze chwilę kusić będzie... Dni może ciut chłodniejsze, poranki już naprawdę rześkie, ale spacery o tej porze roku mają swój urok. Coś się kończy, czegoś żal, na kolejne lato przyjdzie nam poczekać trochę, ale i w tym przemijaniu jest coś, co powinno nas uczyć korzystania z każdego momentu. Dni i noce, poranki i wieczory, burzowe i upalne  popołudnia następują po sobie tak szybko,  że zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy chcemy iść na nieśpieszny wieczorny spacer, a zwyczajnie nie mamy na to siły... Po co czekać tak długo? Po prostu załóż sweter i chłoń te kolory, zanim pierwszy poranny przymrozek  zgasi ich soczystość lodowatym oddechem... A zamiast do apteki wyjdż w pole...
                             Głóg - prezent od Matki Natury. Wzmacnia serce, jak żadne inne zioło. Dobroczynne działanie  ma nie tylko owoc , ale i kwiaty. Cudnie pachną w maju, ale kwitną zaledwie kilka dni... Głóg skutecznie potrafi obniżyć poziom cholesterolu i zbyt wysokie ciśnienie, a w połączeniu z nasieniem marchwi i zielem serdecznika wzmacnia układ nerwowy i mięsień serca.
                         Herbatka:
                 50g owoców głogu
                 50g nasienia marchwi
                 50g ziela serdecznika
3 łyżki zmieszanych ziółek wsypać do garnka, zalać 4 szklankami wody i zagotować. Zaparzać pod przykryciem 15 minut. Przecedzoną
herbatkę pić w ciągu dnia zamiast zwykłej herbaty. Na zdrowie...



niedziela, 6 września 2015

Ciebie mała część

                                         Jest coś wyjątkowego w tym, że to, nad czym pracowałeś wiele godzin, czasami dni, trafia często w ręce kogoś, kogo nawet nie znasz. Ten ktoś po prostu chce mieć Twoją pracę, żeby się nią cieszyć, albo obdarowuje nią kogoś innego. Żeby sprawić mu przyjemność, żeby zobaczyć uśmiech na jego twarzy, ,żeby jakiś dzień w końcu zapamiętać na dłużej...Nierzadko projektujemy coś dla konkretnej osoby tak, by spełnić jej oczekiwania. A jeśli widzisz, jak cieszy się z efektu końcowego, to i Ty nabierasz wiatru w żagle i z jeszcze większą energią siadasz do maszyny, przy sztalugach, czy przy innych drobiazgach, z których robisz cuda...Uśmiechasz się, kawa smakuje lepiej, deszcz za oknem nie przeszkadza, nawet psie ślady z błota w całym mieszkaniu  nie mają jakoś większego znaczenia...
             Bo dla kogoś ma znaczenie to, co robisz. Kogoś inspirujesz, rozśmieszasz, motywujesz, rozjaśniasz mu dzień, a nawet... uszczęśliwiasz. Twoja praca to nie tylko plątanina nici, kolorowe koraliki na żyłce, akryl na płótnie albo naprawdę dobre zdjęcie. Jakby nie patrzeć - to część Ciebie.
W morzu taniochy, pospolitości i marketowych śmieci, zaczynamy tęsknić za rzeczami z duszą, które emanują ledwo wyczuwalnym ciepłem. I do końca nie wiadomo, czy to ukryta energia twórcy, czy to  nam cieplej na sercu..
            Tylko że ta wszechobecna bylejakość podcina nam skrzydła, trudno się przez nią przebić i odszukać w tłumie kogoś, kto na hasło "wyprzedaż" odwraca się na pięcie dokładnie w drugą stronę...
Ja jeszcze mam trochę tej energii, żeby poszukać, ale na jak długo mi jej wystarczy? Dopóki ktoś zatrzymuje się w biegu  na chwilę pod wpływem tego, co robię? Być może...
Robić coś tylko dla siebie? Boże, uchowaj...

niedziela, 30 sierpnia 2015

Co chciałbyś mi opowiedzieć?

                              Siadamy przed czystą kartką papieru, przed sztuką nietkniętej farbą tkaniny albo bierzemy do ręki kawałek drewna "wykreowany" wiatrem albo upartą falą... W naszych dłoniach przemieniają się w słowa, które o czymś mówią, kolory, które tworzą nowe "historie", stają się czymś zaskakującym, czymś wyjątkowym, czymś, co mówi o nas wiele.
Wzruszające jest niesamowicie , kiedy mogę oglądać coś , co przed setkami lat ktoś zrobił własnymi rękoma . Zastanawiam się wtedy ,  kim był , jak mógł wyglądać jego dom , co widział z okien , co go fascynowało , zajmowało i co chciał "powiedzieć" malując , wykuwając , układając w całość ...Często wymyślamy coś , co nie istnieje , szukając "doskonałego" tematu nie wiadomo gdzie. A wystarczy się tylko rozejrzeć wokół . Przyjrzeć się naturze , której ulepszać nie trzeba i nade wszystko drugiemu człowiekowi ... A jeśli Twoją "pracę" znajdzie ktoś za ... wiele lat ? Biorąc dziś do ręki pędzel czy pióro , o czym chciałbyś mu opowiedzieć?  Wierz mi - on będzie chciał wiedzieć o Tobie wszystko...

Nie byłam sama

                           Wyszłam dziś na spacer na łąki. Chciałam jeszcze usłyszeć żurawie. Jeszcze nie odleciały , jeszcze je słychać , jeszcze spacerują leniwie po łąkach . Ale w większych grupkach , z młodymi . Chociaż nie zbliżają się za bardzo do domów i chociaż trzeba je podglądać z daleka , dobrze mi z tą ich krzykliwą obecnością . Odlecą , kiedy przyżółcony dywan z jesionowo - lipowych liści rozwinie się w moim ogrodzie...
Z kuchennego okna patrzę , jak przy niewielkich podmuchach wiatru niewidzialny ktoś sypie garściami liście . Chyba tylko moje koty są z tego zadowolone . I mylą je z motylami . Kiedy spadło kilka pierwszych , też je pomyliłam ...
Już nie jest obłędnie upalnie , ale jeszcze nie chłodno , idealnie na leniwe popołudnia do zapamiętania na długie , jesienne wieczory... Chyba nie tylko ja wybrałam te porę na spacer . Szkoda , że sama oglądałam te cuda : stadko saren , lisa w moim lipowym parku i parę łosi . Dawno już z tak bliska nie widziałam łosia. Mniejszy nie zdążył przebiec przez drogę i ten większy , z pięknym ogromnym porożem długo mi się przyglądał po drugiej stronie drogi , zanim zniknął w lesie . Nie czekałam , aż zaczną się  nawoływać  ...
Powoli zaczyna się drugi pokos łąk... Zdążyłam zebrać bukiet pachnącej dzieciństwem różowej koniczyny i naręcze suchych traw... Na łące łagodzą świeżość soczystej koniczyny , ale w wazonie miękko układają się w falujący pióropusz. Takie czubki traw uwielbiają myszy. Ubiegłej jesieni zostawiłam w letniej pracowni ceramicznej kilka takich bukietów w ceramicznych wazonach . Przy wiosennych porządkach okazało się , że zostały tylko smutne badylki . Miło wiedzieć , że ktoś się tam kręci w słoty i mróz...
Odleciały już wilgi i kukułki , wróble dobierają się w pary na zimę... Idzie jesień ... Nie ma na to rady...