piątek, 18 września 2015
Czary mary na gorąco
Zdobienie ceramiki ma trochę z magii... Tak naprawdę dopiero, kiedy cierpliwie odczekasz kilkanaście godzin do otwarcia pieca, widzisz, czy twoje rączki wykonały dobrze swoją pracę. Znaczenie ma wszystko: i rodzaj pędzla, którym pracujesz, grubość nakładanego szkliwa, ilość wody dodanej do proszku, kolor gliny, którą zdobisz, miejsce w piecu, gdzie kładziesz gotową pracę, twoja cierpliwość i precyzja i w końcu temperatura w piecu. Ponieważ każde szkliwo "lubi" troszkę inne ciepło, efekt końcowy bywa zaskakujący. Trzeba naprawdę paru lat pracy z gliną, żeby nas polubiła choć troszkę i nie robiła fochów akurat wtedy, kiedy na idealnym kolorze najbardziej nam zależy. Jeśli nie pomylimy pędzli podczas szkliwienia ani miseczek z rozrobionym proszkiem, uchylanie wieka pieca dostarcza bardzo miłego dreszczyka emocji. Szkliwa przed wypaleniem bardzo łatwo pomylić. Przed włożeniem do pieca prawie każde szkliwo ma taki sam kolor. Różnią się tylko nieznacznie odcieniami szarości, różu i kremu. Po "tropikach" w piecu bledziutkie kremy i bure szarości cieszą oczy jak paczka emenemsów... Słabość mam do obydwu ... I do ceramiki i do czekolady...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo sympatyczny post i piękna praca :)
OdpowiedzUsuńRękodzieło to jest dopiero magia... A same rękodzielniczki są trochę jak czarodziejki.. Większość w pięciolatkach marzy, by zostac czarodziejką. Ciekawe, że są takie , którym się to udaje... Pozdrawiam ciepło. L
Usuń