poniedziałek, 19 października 2015

"Zanim..."

                                  "Zanim..."

Ile słów jest w piosenkach,
Ile rozstań i burz,
Ile serc co dzień pęka,
Ile więdnie co dzień róż...
Ile mostów donikąd,
Ile barw jesiennych łąk,
Ile spojrzeń przypadkowych
Zanim wrócę do twych rąk...

Ile listów przeczytanych,
Którym adres wyblakł już,
Ile w kółko szczęść łatanych,
Ile złudzeń, zdradnych mórz...
Ile kwiatów darowanych,
Ile spotkań nawet w deszcz,
Ile pól rozkołysanych
Przejdę, zanim poznasz mnie...

Możliwości nieodkrytych,
Co jak w złotej klatce drżą..
Ile jeszcze takich pytań,
Zanim wrócę do twych rąk...

I patrzysz mi w oczy
I wiesz, że gram.
I grasz, że mi wierzysz,
Sam powiedz...
Na kilka z tych pytań
Odpowiedż znam
Na resztę niech czas mi odpowie...


               Lidia Liszewska - 15 marca 2010



niedziela, 18 października 2015

Dosyp imbiru

                        Wydaje Ci się , że jeśli dziś jest pogoda, to i do jutra wytrzyma. Jeśli dziś w pracy wszystko poszło jak należy, to i jutro bez potknięć wykonasz plan. Jeśli dziś nie masz zadyszki wchodząc po schodach i nie dostałeś kataru, wychodząc na krótką chwilę do listonosza, to nie znaczy , że jutro choroba nie pokrzyżuje Ci planów. Jeśli dziś chcesz namalować coś, co ci się przyśniło, to nie znaczy, że jutro będziesz ten sen pamiętał. Jeśli dziś Twój przyjaciel dzwoni do Ciebie, a Ty odkładasz telefon, bo musisz dopić kawę, to nie oznacza, że jeśli jutro oddzwonisz - odbierze. Jeśli dziś Miłość gości w Twoim domu, jeśli jest  jej ciepło, bo podałeś jej koc i herbatę z cytryną , to nie oznacza, że kiedy w domu schłodnieje , bo przygotowanie drewna na opał zostawiłeś na póżniej, zrezygnowana i przemarznięta nie wyjdzie cicho nie trzaskając drzwiami...
Nie trzaska drzwiami , bo nigdy nie zamyka ich do końca. Ale trzeba wstać, poszukać cieplejszego koca , a do herbaty dosypać imbiru. Nie jutro. Dziś...

Piękny nieznajomy

           Pierwszy przymrozek porządził się sam w moim ogrodzie. Nie uzgodnił ze mną terminu , w którym zaplanował  się pojawić. Cóż... Muszę się z tym pogodzić, że poszarzało, przycichło, sczerniały trawy i  przydrożne zarośla. Jeszcze tylko deszcz wbije liście w trawę, wiatr  resztę zerwie z moich lip, jesionów i grabów i spokojnie można czekać na czystą biel. Najlepiej przy kominku i dobrej książce...
           Wczoraj ktoś ciekawski towarzyszył mi na spacerze. Trzymał się w bezpiecznej odległości, ale na tyle blisko, że wyrażnie mogłam przyjrzeć się puszystemu ogonowi i wydłużonemu pyszczkowi. Obserwował mnie zza wysokich traw przy drodze. Dawno już z tak bliska nie widziałam lisa. Nawet okulary mogłam sobie darować. Nie zauważyłam, że wrócił za mną do domu. Obejrzał wszystkie kąty w ogrodzie, obwąchał  hortensje, posłuchał chwilę radia pod moją pracownią, więc... przyszło mi do głowy zwabić go ciut bliżej. Podszedł na dwa kroki, ostrożnie, spokojnie, bardzo wolno i cały czas nie spuszczając ze mnie oczu. Wstrzymałam oddech na długą chwilę i zamieniłam się w słup soli na kilka minut. Patrzyliśmy sobie w oczy jakiś czas. Był jak bystry psiak, który trzyma się bezpiecznej pozycji, ale i jest ciekawy nowej sytuacji. Był na tyle ciekawski, że mogłam się do woli napatrzeć na jego piękny dwukolorowy ogon, smukłe ciemnobrązowe łapki, piękny biały pyszczek i wielkie szeroko otwarte oczka. Tak jakby mnie pytał, czy nie zrobię mu krzywdy... Byłam zachwycona. Czułam się trochę tak, jakbym dostała gwiazdkowy prezent, którego się nie spodziewałam... 
           Dziś od rana pada. Nie widziałam go cały dzień. Może lisy nie lubią deszczu, może nie spodobały mu się moje czterdziestoparoletnie zmarszczki pod oczami,  może nie preferują  Radia Zet, a może po prostu coś takiego zdarzyło mi się tylko raz... Kim jestem? Częścią jego świata, czy on -  mojego?