czwartek, 16 kwietnia 2015

Bocianie śniadanie w moim ogrodzie

                      Czas przyspiesza... Malując siadam zawsze na wprost okna. Kiedy wzrok zmęczy mi się mieszaniną kwiatków, serc i kropek, pozwalam oczom odpocząć i patrzę na łąki. W pierwotnym projekcie domu było mniej okien, "dołożyłam" kilka... Nie mogłam sobie tego odmówić. I teraz w którą stronę się nie obrócę,  mam przed oczami albo łąki, albo stawy, albo przedwojenny lipowo - dębowy park.
Przez ostatnie kilka lat powoli park pokazuje swoją niezwykłą urodę. Pod okiem niezmordowanego dziadka mojego męża  usunięto powalone drzewa, zasypano głębokie doły pamiętające jeszcze okupację i udrożniono oczko w samym środku parku. Jeszcze niedawno przez chwasty  nie było widać tafli wody, teraz coraz częściej wpadają na poranną kąpiel kaczki krzyżówki... Zawsze w parach: on - pięknie kolorowo upierzony i ona - drobniejsza z piórkami w skromnych kolorach otaczających trzcin. Park odetchnął i pszczoły w dzikiej barci też. Nie wycięliśmy drzewa z ich dziuplą, choć jest już mocno nadszarpnięte wichurami. Niech sobie jeszcze pomieszkają, tak długo jak pan Wiatr będzie miał życzenie. Teraz spacer po parku jest wreszcie bezpieczny, jeśli ... nie zbliżamy się zanadto do pszczółek.
Dziadek w maju ma 96 urodziny. Piękny miesiąc na takie święto. Ale w tym roku już nie "dopieści" parku, tak jak to sobie zaplanował. We wtorek czeka go amputacja nogi. Operacja pozwoli mu uratować życie, jest  po prostu koniecznością... Ciężko zrozumieć, że nie ma innej drogi, żeby spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Jak wydobrzeje, będę wozić go na spacery.  Po parku.  Nawet w upalne lato spacer pod stuletnimi lipami to sama przyjemność. Są rzeczywiście tak rozłożyste i gęste jak opisywał je Jan z Czarnolasu...
                 Wtorek już za chwilę, a trawy na łąkach zielenią się tak, jakby nie miało żadnego znaczenia, czy jutro jest wtorek , czwartek czy niedziela. Wczoraj w ogrodzie zakwitły żonkile, rano przyleciała druga para bocianów i usadowiła się na starym dachu obok naszego domu. Od trzech lat obserwujemy je, kiedy jemy śniadanie w kuchni, a one swoje - w naszym ogrodzie. A kosy i sikory ubogie dobrały się w pary jak gdyby nigdy nic...

1 komentarz:

  1. Też lubię rozmawiać z obcymi osobami. Może dlatego, że czasami odnoszę wrażenie jakbym czytała książkę...?
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń