wtorek, 17 marca 2015

Wiosenne porządki o zapachu lawendy

                                       Wielkie sprzątanie idzie mi dość opornie. Nie jestem w stanie zbyt długo skupić się na myciu okien i nabłyszczaniu podłogi, nawet jeśli słucham ulubionej płyty. Za dużo się dzieje w ogrodzie i na łąkach. Słońce obiecuje przez okno tak dużo, że nie sposób wysiedzieć cały dzień w domu. Ubieram się więc ciepło i w ramach przerwy w porządkach, żeby dłonie sobie trochę odpoczęły, wypuszczam się na spacery a to po gałązki wierzby, a to podpatrzeć, gdzie uwiją sobie gniazdo łabędzie, albo po prostu popatrzeć na kaczki krzyżówki. Jest ich całe mnóstwo na dwóch stawach koło domu. Robią rejwach w powietrzu i na wodzie. Latają głównie parami, taka to wiosenna miłość w przyrodzie... Kiedyś myślałam, że zakocham się na wiosnę. To takie romantyczne przecież: kwitnące drzewa, soczysta zieleń, pierwsze tulipany, długie pachnące wieczory... A zakochałam się jesienią i do tego deszczową. Ogrzewane ciepłym oddechem dłonie... Wrześniowe wieczory bywają bardzo chłodne. Nam ta aura nie przeszkadzała nic a nic...
                                      W zagrodzie też zrobił się ruch. W ciągu tygodnia stado powiększyło się o sześcioro maluchów. Już w kilka godzin od narodzin cielęta wstają i na chwiejnych jeszcze cienkich nóżkach drepczą za matką, która prowadzi je do stada. Zwykle tylko na czas rozwiązania oddala się w zaciszne miejsce...
                                       Przyroda żyje swoim rytmem, zależnym tylko od pory roku, pogody, pory dnia, odmierzanym niezmiennie kolejnym świtem, zachodem słońca i fazami księżyca. Zupełnie jakby nie istniały konflikty w Afryce, na Bliskim Wschodzie, czy u naszych sąsiadów. Słowo "wojna" nie chce mi przejść przez gardło. Cały obwód Kaliningradzki to jeden wielki zapchany rosyjskimi żołnierzami poligon. Po drugiej stronie jeziora, tu w Gołdapi, jest już Rosja. Wciąż jeszcze w sklepach pomagamy Rosjanom wyszukać na półkach potrzebne im artykuły, wciąż ułatwiamy im parkowanie, cierpliwie tak jak oni stoimy w kolejkach do kas. Pomagamy sobie , jak dobrzy sąsiedzi. Nikt na nikogo nie burczy. Jest spokojnie i normalnie. I niech się to nie zmienia. Aż trudno uwierzyć, że Ukraina to okopy, gruzy i strach....Tu na wsi, nie czuje się tego napięcia. Ale niestety to nie oznacza, że go nie ma...
                                       A miało być o relaksacyjnej kąpieli po meczących porządkach z wykorzystaniem aromatycznych kwiatów lawendy...

1 komentarz:

  1. Straszne się rzeczy dzieją na tym świecie... Ale cały czas liczę na to, że jednak ludzie pójdą po rozum do głowy i się opamiętają.
    Pozdrawiam i czekam na lawendowy wpis :-)

    OdpowiedzUsuń